piątek, 10 października 2014

Orzeszkowa, Sienkiewicz i inni wodoleje



Okazuje się, że ja też się do nich zaliczam.
Nie, nie… spokojnie :) – wiem, że daleko mi do owych klasyków – literackich autorytetów, których talent był niedościgniony i niepodważalny – ale do wodoleja już nie.

Orzeszkowa i Nad Niemnem – pamiętacie jak to się zaczyna? Pewnie, że tak.

„Dzień był letni i świąteczny. Wszystko na świecie jaśniało, kwitło, pachniało, śpiewało. Ciepło i radość lały się z błękitnego nieba i złotego słońca; radość i upojenie tryskały znad pól porosłych zielonym zbożem; radość i złota swoboda śpiewały chórem ptaków i owadów nad równiną w gorącym powietrzu, nad niewielkimi wzgórzami, w okrywających je bukietach iglastych i liściastych drzew.
Z jednej strony widnokręgu wznosiły się niewielkie wzgórza z ciemniejącymi na nich….”

I tak dalej.
W wydaniu, które posiadam, majaczące w oddali postacie Marty i Justyny pojawiają się dopiero na czwartej stronie, a dialog wkracza dopiero na jedenastej. Koszmar – dla każdego, jeśli Nad Niemnem było jego lekturą obowiązkową. Kiedy więc całe zastępy nieszczęsnych nastolatków klęły na rozwlekłe opisy przyrody, postaci, i czego jeszcze się tylko dało, z takim rozmachem kreślone przez panią Orzeszkową, czy wodolejstwo zatapiające Trylogię, ja postanowiłam pójść dalej – odłożyłam nieszczęsną lekturę na niewiadome potem i modliłam się w duchu, by skąpa wiedza na temat „dzieła”, którą posiadam, wystarczyła, żeby zaliczyć kolejną pracę z polaka i odfajkować temat. Udało się.
I, choć to niepedagogiczne, dziś – po czasie, przyznam, że podjęłam słuszne decyzje. Dorosłam, moi szkolni koledzy zapomnieli o nudnych książkach, które trzeba było zaliczyć i ruszyli dalej, a ja sięgnęłam po nie, patrząc na ich treść z zupełnie innej perspektywy.
Nie dziwię się, że nastolatek nie docenia artyzmu. Gdy książka trafia w jego ręce, bo musi, jakież może być jego nastawienie? Ja wzięłam do ręki Nad Niemnem i Sienkiewiczowską Trylogię, gdy byłam na to gotowa – czytałam, bo chciałam i… zakochałam się. I choć nie minęło wiele od szkolnych czasów, wzięłam je do ręki we właściwym momencie, by przestały być "dziełami" zawartymi w cudzysłowie, a stały się DZIEŁAMI przez wielkie D. Nic więc dziwnego, że plastyczny język i długie opisy urzekły mnie tak bardzo, że szukałam więcej. Zatem gdy nastał moment, w którym sama sięgnęłam po pióro, by pisać, czy mogłabym pisać inaczej?
A jednak okazuje się, że książka nie musi być lekturą obowiązkową, by plastyczny opis nie przypadł czytelnikowi do gustu. Nie do wszystkich to przemawia. Niedawno miałam wieczorek autorski na jednym z portali internetowych i spotkałam się z takim właśnie zarzutem – „ za dużo opisów” – napisała jedna z uczestniczek. „Omijałam całe fragmenty” – poinformowała inna, kompletnie mnie szokując. Jakkolwiek są one w zdecydowanej mniejszości, to jednak ich podejście frapuje mnie na tyle, by podzielić się z Wami problemem.
Tajemnice, jak wiecie, to mój pisarski debiut. Rzecz nie dzieje się w przepięknych plenerach nadniemeńskich wsi, a moim opisom daleko do zamaszystych obrazów kreślonych przez klasyków, a jednak tych kilka zdań kreujących tło akcji to wciąż za dużo? Może jestem dziwadłem, ale cóż, lubię widzieć fabułę w – nazwijmy to – szerokim planie. Lubię wiedzieć, jak wygląda pomieszczenie, w którym przebywają bohaterowie, lubię wiedzieć, gdzie toczy się akcja, jaka jest pora roku czy doby, lubię gdy bohater myśli i czuje, a nie tylko gada, pieprzy i wyrzyna przeciwników lub opcjonalnie dokonuje innych „wielkich” czynów. Dlatego w swoich książkach – tak, mogę powiedzieć książkach, bo, jak wiecie, drugi tom ma się ku końcowi, a i trzeci jest w fazie pisania – a więc w moich książkach kreślę opisy, myśli bohaterów (sygnalizując je kursywą) i stosuję zabieg zwany mową pozornie zależną, co na pierwszy rzut oka może zdawać się opisem, a tak naprawdę jest – w bardzo wielkim skrócie ujmując – przytoczeniem myśli czy słów bohatera w taki sposób, jakby pochodziły od narratora, ale z zachowaniem stylu charakterystycznego dla bohatera. I choć pewnie rozczaruję co poniektórych, to w kolejnych książkach nic się nie zmieni. Nadal będą ustępy tekstu, w których nie tylko przedstawię otaczający bohaterów świat, ale również ich myśli i odczucia, żywiąc nadzieję, że osób z wyobraźnią jest dość, by dla nich rozwijać skrzydła mojej literackiej fantazji.
Czy to słuszne? Z mojego punktu widzenia tak. Nie jestem zwolenniczką sygnalizowania treści. Jak sięgam po książkę, chcę, żeby do mnie przemawiała – na wiele sposobów. By kreowała moją wyobraźnię, by rozwijała mój zmysł plastyczny i estetyczny. Nie zaprzeczę, lubię, gdy jest akcja, gdy w książce coś się dzieje, ale brnięcie przez treść, by w końcu dobić do miejsca, w którym bohater podrzyna komuś gardło, lub dyma ostrą laskę, to nie czytanie – dla mnie to jakiś literacki fast food. Ja lubię się delektować… wszystkim.
Na szczęście dla mnie – niepoprawnego wodoleja ;) czytelniczek, którym podoba się mój sposób pisania jest więcej i dały tego wyraz w komentarzach takich jak ten:
„Bardzo podoba mi się opis postaci […] miejsc, pejzażu, odczuć bohaterów i ich myśli – podczas czytania "wyłączam" się ze świata zewnętrznego i buduję swój wirtualny świat w oparciu o opisy w czytanej książce.” (suonatar – chomikuj.pl)
Czy ten:
„Wciąga i ubezwłasnowolnia oraz intryguje. Majstersztyk lekkiej (czyta się szybko i mega przyjemnie) wakacyjnej literatury kobiecej. Dawno, ale to dawno nie czytałam tak dobrej literatury polskiej. Z niecierpliwością czekam na kolejną część.” (Paula – lubimyczutac.pl)
Więc, jeśli chcecie, nazwijcie mnie dziwadłem, ale, jako że pisarz jest swego rodzaju egoistą, ja w swym egoizmie nie wyrzeknę się delektowania tekstem, na rzecz pisarskich fast foodów. Nie przyłożę ręki do prania mózgów czytelniczek z kreacyjnej wyobraźni i nie pozbawię ich możliwości „smakowania” literatury. Jeśli same dokonają takiego wyboru – cóż… mają do tego prawo :)





3 komentarze:

  1. Nad Niemnem nie cierpię i raczej nigdy po tę książkę nie sięgnę. Zupełnie nie moje klimaty, za nudno, zbyt obyczajowo i szczerze mówiąc, nic dziwnego, że młodzież czuje odrazę do książek, skoro zmusza się ją do czytania TEGO. Młodzież chce przygód, akcji, emocji, a nie flaków z olejem. Opisy są fajne, lubię opisy, ale niechże one będą ciekawe! Za długie opisy tylko psują klimat. I tak popsuły mi na przykład Władcę pierścieni i Pieśń Lodu i Ognia, bo o ile jest fantastyka i akcja, to zgubiona gdzieś pomiędzy rozdziałami opisującymi przyrodę. A ja potrzebuję równowagi, opisów i dialogów, akcji i monotonii, niewyobrażalnego smutku i wielkiego szczęścia. To daje mi moja ulubiona seria.
    Nie wydaje mi się, żeby Twoje opisy były za długie. Opisujesz zwięźle i to, co trzeba, bez zbędnego przeciągania, dlaczego czekam na Cienie z niecierpliwością ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja kocham Nad Niemnem, a po doskonale nakręconej ekranizacji, dzięki której ujrzałam to co wcześniej kreowała moja wyobraźnia, jest to wręcz szczyt na mojej liście doświadczeń literackich :), A Tolkien... faktycznie jest dłużyznowaty ;) i to na tyle, że nawet ja - fanka opisów, musiałam robić sobie przerwki :D.
      Co do mojego pisania - że moje opisy Cię nie zniechęcają, wyraziłaś w swojej wnikliwej i bardzo rzeczowej opinii, za którą dziękuję :). Drugi tom zgodnie z zapowiedziami na przełomie wiosna/lato przyszłego roku i, jak pisałam, wielkich zmian w narracji nie ma co oczekiwać :). Zresztą każdy autor ma swój styl i to już od pierwszej opublikowanej powieści, a czytelnik po prostu wybiera, czy mu ten styl odpowiada czy nie. Miło mi, że mój, jak dotąd, odpowiada większości czytelniczek :)

      Usuń
  2. Jestem zwolennikiem akcji ale potrzebuje opisów aby miec orientacje gdzie ,co i jak w Twojej ksiązce jest ta rownowaga zachowana i powiem szczerze że czytając drugi raz odkrywalam rzeczy które umknely mi za pierwszym razem Niestety mialam klasyków w szkole i zostala mi niecheć do Orzeszkowej , Dabrowskiej itp Denerwują mnie jednak opisy gdzie autor aby chyba zwiekszyć ilość stron powtarza w slowo w słowo to samo co niestety zdarza sie dość czesto i wtedy rzeczywiscie przelatuje opisy i w polowie ksiązki klnę bo tracę klimat bo gdzies tam mi jednak coś umknelo jesli polubiłam bohaterów to wracam i czytam od początku jesli nie no to oczywiście juz tego autora nie ruszam bo szkoda czasu a tyle jest dobrych utworów do czytania blanka

    OdpowiedzUsuń