środa, 27 maja 2015

Cienie - rozdział 6



Wciąż siedzę nad korektą, ale też ostatnio czasu mam jak na lekarstwo. Do tego stron w Cieniach ciągle ponad 700, mimo że dwoję się i troję, by tekst nieco okroić. Przyznam, że to okrawanie kiepsko mi idzie, bo wszystko wydaje się ważne, ale blisko 50 stron już  wywaliłam :) Być może niektórzy uznają, że znowu opisów za wiele i rozwleczony styl, ale cóż... tak właśnie piszę. 
Dziś podsyłam kolejny fragmencik z tej części II tomu, która już zaczyna mieć ręce i nogi ;) 
Pozdrawiam i życzę frajdy z czytania :)

Rozdział 6

Z myślą o wspólnej kolacji Gośka włożyła marynarską sukienkę i granatowy sweterek, włosy ponownie splotła w opadający z boku warkocz, a na stopach miała płaskie sandałki. Cóż, zbędny trud – kolacja okazała się pospiesznym posiłkiem w okrojonym gronie, bo chłopaków, choć kręcili się po obejściu, przy stole nie było. Niemniej obiecali wieczór z niespodzianką. Wieczór zaś nastał stanowczo za wcześnie, chowając gdzieś cały cudowny dzień i ten zbyt szybki upływ czasu psuł jej humor. Czuła się tu świetnie i dałaby wszystko, żeby zostać jak najdłużej. Miała Kaśkę, słońce, las, relaks i małe rozkoszne gaduły, które wciąż zaskakiwały ją jakąś nowiną nie z tej Ziemi.

czwartek, 7 maja 2015

Tajemnice - rozdział 10




Choć na korektorskim warsztacie właśnie leżą Cienie, dziś, gwoli przypomnienia albo też na zachętę dla tych, którzy jeszcze nie czytali, podrzucam kolejny rozdział Tajemnic i zapraszam do czytania :)
Rozdział 10
11 listopada – wyjątkowe święto dla poznaniaków, celebrowane świętomarcińskimi rogalami, festynami, koncertami, a na koniec, jak zawsze… fajerwerki. Wszystko to okraszone słoneczną aurą, która najwidoczniej też chciała mieć tego roku swój udział w wielkim świętowaniu. Nazajutrz jednak pogoda przypomniała sobie o swoich powinnościach. Słońce znalazło się w odwrocie, a temperatura oscylowała w granicach zera, często spadając poniżej niego.
Za każdym razem, kiedy Bogusław ruszał w kurs, towarzyszyły mu stalowo-mleczne noce otulane wszechobecną mgłą, która rankiem ustępowała miejsca srebrzystej powłoczce szronu. Teraz listopad zbliżał się ku końcowi, a oni jechali na spotkanie z informatorem. Świat dookoła był dokładnie taki,  jaki w listopadową noc być powinien – mrocznie szary, spowity mgłą. W końcu czas na ważne spotkanie równie dobry jak każdy inny, a przecież nie mogli go odkładać, by czekać na lepszą aurę.
Jechali od niespełna godziny, zadowoleni z niewielkiego ruchu. Napotykane w drodze samochody wlokły się niemiłosiernie, brocząc we mgle niczym snujący się lunatycy. Ograniczone zmysły śmiertelnych kierowców sprawiały, że daleko posunięta ostrożność była w tym momencie jak najbardziej na miejscu. Co innego oni – widoczność, nawet w tak trudnych warunkach, nie nastręczała
najmniejszego problemu, a jazda luksusowym autem Leona czyniła nielichą frajdę. Usportowionej limuzynie, choć może nienajmłodszej, trudno było odmówić klasy, a sportowy duch maszyny nakręcał ich tak jak każdego kierowcę, który dostanie takie cudo w swoje ręce.
Prawdę mówiąc, motoryzacja była konikiem młodego wampira od czasów, gdy automobile stały się dobrem powszechnie dostępnym. Każdy wolny grosz przeznaczał na zakup nowego cacka, choć należałoby spytać, cóż w jego przypadku znaczy „wolny grosz”?