środa, 29 października 2014

Na jesienną melancholię - My Fair lady


Jesień – czy Was też nastraja melancholijnie? Wiem – banał, a jednak dopada, czy tego chcemy czy nie. I co tam urokliwe parkowe alejki, feeria barw i złote liście, skoro te liście spadają? Jesień to ten niefajny czas, w którym wszystko krzyczy… PRZEMIJANIE!
I to już przestaje być melancholijne, a zaczyna być dołujące. Jak do tego jeszcze zaserwujemy sobie nieodpowiednią lekturę (o książkach chyba jednak pisać na tym blogu nie będę, bo sama będąc osobą piszącą, czułabym się nieswojo, opiniując innych twórców) czy film – jak na przykład Królowa chmur – jesienna deprecha zaczyna pukać nam do drzwi. Dlatego proponuję skuteczny antydepresant...

Widziałyście/widzieliście  My Fair lady?
Z pewnością każdy, kto lubi dobre kino, zaliczył to choć raz. Ja do opowieści o pociesznej Elizie Doolittle i ekscentrycznym profesorze Higginsie wracam co jakiś czas i właśnie dziś zaserwowałam sobie ten doskonały musical po raz kolejny. I wiecie co? Tego mi, kurde, było trzeba J !!! Kunsztu Rexa Harrisona, którego profesor Higgins jest po prostu majstersztykiem i Stanleya Hollowaya z jego niedoścignioną kreacją rubasznego Alfreda Doolittle.


Trzeba mi było tej doskonałej muzyki, którą z przyjemnością będę nucić przez następnych kilka dni i całej tej budzącej uśmiech, bajkowej otoczki. 
I cóż z tego, że film powstał w 1964 roku? Cholernie fajnie jest popatrzeć na kinematograficzne dzieło, które klasę zawdzięcza w całości mistrzostwu pracujących nad nim ludzi. Właściwie powinnam powiedzieć „dzięki Bogu, że film powstał tak dawno”. Zero efektów specjalnych, zero grafiki komputerowej, a te wszystkie choreograficzne perełki to nie sztuczki speców od animacji, a mistrzowski warsztat perfekcyjnie zgranych artystów. 
Mogłabym tu piać peany do końca świata i jeden dzień dłużej, ale spytam tylko… pamiętacie scenę zaludniającego się o świcie londyńskiego rynku? Cudo! A ten swoisty balet w Ascot? 


Dech zapiera!
Może jestem egzaltowana, może uznacie, że nie znam się na kinie i ten przestarzały badziew do nikogo już nie przemawia. Wasze prawo. Ja jednak uwielbiam My Fair Lady – te wszystkie smaczki, które George Cukor po mistrzowsku wydobył z każdego aktora, kadru, dźwięku i najdrobniejszego detalu. Nic dziwnego, że film dostał 8 Oscarów w czasach, gdy wręczanie statuetek hurtem nie było jeszcze regułą. Moim zdaniem one mu się po prostu należały! Dlatego na pogodę i niepogodę, na fajne i niefajne dni, na jesień i każdą inną porę roku, a już z pewnością na jesienną szarugę...
 POLECAM! POLECAM! POLECAM!

A na koniec motto – coś z mojego ogródka :)

Dzięki pięknemu językowi
 zacierają się różnice między ludźmi

                                                               Profesor Henry Higgins

1 komentarz:

  1. Tak kazdy ma swoj sposob na wyjscie a jesiennej nostalgii wlacznie z uzywaniem slow depresja brzmi jak choroba , ktora zreszta de facto jest a nostalgia to stan emocjonalny ktory nas dopadlale nie musimy z nim leciec do lekarza Ja Magdo tez lubie wtedy muzyke ale nie obraz bo musze zamknac oczy i w zaleznosci od nastroju jest to niepowtarzalna Janis Joplin lub bardziej agresywny David Garrett Akurat nie jestem zwolennikiem filmów jako takich bo zdecydowanie wole ksiazki gdzie puszczam wodze wyobraźni a film mi tego nie daje bo to sa wyobrazenia innych choc masz racje ze ten film jest wart tych nagrod to jednak najlepsza jego czesc stanowi wedlug mnie muzyka Dzieki za mozliwosc zatrzymania sie i Ciebie i chwile refleksji blanka

    OdpowiedzUsuń