środa, 19 listopada 2014

Hejterom dziękuję, czyli metoda na konkurencję




Takiej treści podziękowanie zamieściłam na serwisie chomikuj.pl, a dziś wrzucam tu.

Z hejterskimi opiniami spotkałam się niejednokrotnie. Wredne, do bólu zjadliwe, których jedynym celem jest zniszczyć twórcę lub jego pracę. Pojawiają się na każdym kroku i w każdym obszarze. Hejtują filmy, aktorów, celebrytów…, ale że ja dorobię się własnej gromadki nienawistników, w życiu bym nie przypuszczała. Żadna ze mnie celebrytka, o reszcie nawet nie wspomnę, bo to by dopiero był śmiech na sali :) A jednak – swoich hejterów też mam! A wszystko za sprawą Tajemnic, które ostatnio zasypała lawina ocen i opinii. Wrednych!
Jak się domyślacie, pierwszą reakcją na tę nagonkę była biała gorączka. A potem zaliczyłam pełne spektrum emocjonalnych reakcji – kontrolowana wściekłość, dół, zwątpienie, w końcu rozbawienie i politowanie… dla nich. Bo czegóż w ich opiniach nie ma? A że grafomaństwo, a że horror to czytać, a że seks, od którego zbiera się na wymioty, i dalej – że wypociny gimnazjalistki, że zdania puste jak butelki, et cetera, et cetera, et cetera. Im więcej dobrych słów o Tajemnicach pojawia się gdziekolwiek, tym bardziej oni rozkręcają hejterską inwencję.
Zaczęłam dociekać, skąd nagle ta jawna nienawiść. Trochę to trwało, ale w końcu dokopałam się sedna - grupa owych literackich oponentów skupia się wokół debiutującej autorki, która krótko przede mną też opublikowała romans paranormalny. 
Wnioski…? Nasuwają się same.
Cóż, pewnie w ich mniemaniu fajnie zawiązać towarzystwo wzajemnej adoracji, a potem  znaleźć ofiarę i skupić się na nienawiści, ale jak dla mnie to chore. Niemniej zawiązali, znaleźli, skupili się i teraz czepiają się nie tyle książki, ile właśnie mnie: tak się nie pisze pani pisarko..., książka pani Rewers..., pisanie pani Rewers..., Magdalena Rewers to, Magdalena Rewers tamto. Piszą i piszą, a jak już nie piszą, to serwują jedynki – po prostu cokolwiek, co głośno i wyraźnie wykrzyczy „Magdalenie Rewers mówimy NIE!” Ale chyba nie tędy droga. To nie moja wina, że książka ich faworyty zdecydowanie marnie się sprzedaje, a autorka nie odniosła sukcesu. 
Moja książka, niezależnie od tego, jak się sprzedaje, i tak jest dla mnie sukcesem, bo jest. Bo nie musiałam nikomu płacić za jej wydanie (również w druku), bo dziewczyny chcą ją czytać, a jak przeczytają, to im się podoba. I właśnie to, a nie sprzedaż na kilogramy, oznacza dla mnie sukces.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz