czwartek, 22 stycznia 2015

Cienie - rozdział 3



Dziś kolejna porcja przygód Leona. Trzeci rozdział Cieni dodany.
Przypominam, że tekst jest przed ostateczną obróbką, więc mogą się zdarzyć potknięcia, za co z góry przepraszam.
Zapraszam do czytania :)

Rozdział 3

Po zachodzie słońca jej mieszkanie wydawało się Gośce przygnębiające. Za stalowymi żaluzjami lekka poświata ulicznych latarni rzucała biało-sine światło niczym cmentarne solarne lampki. Kremowo-łososiowe ściany miały tę samą nudną barwę co w większości mieszkań na wynajem, a banalne umeblowanie w papierowej okleinie imitującej orzechowe drewno było przysłowiową kropką nad „i”. Wychowanej w eleganckiej przedwojennej willi Gośce ta bolesna banalność odbijała się dokuczliwą czkawką – mieszkała tu od ponad dwóch lat, ale wciąż miała świadomość otaczającej ją bylejakości. Niewielki pokój z aneksem kuchennym – tak zwana przestrzeń dzienna i drugi z wyjściem na kiszkowatą loggię oraz dość gustowna mikro-łazienka bez okna i długi korytarz – oto całe dojmująco przeciętne królestwo Małgorzaty Mróz. Wszystko zamknięte w czterdziestu czterech metrach – przestrzeni niewiele większej od jej sypialni w rodzinnym domu. Gdyby nie ograniczająca się do porannej toalety i błyskawicznego śniadania oraz wieczornej przekąski, prysznica i snu codzienność, dziewczyna nabawiłaby się klaustrofobii. Na szczęście pochłonięta pracą większość doby spędzała w biurze, unikając mikro pomieszczeń jak diabeł święconej wody.


Nim zdecydowała się na najem, energiczny pośrednik zachwalał widok na zieleń, który miał rozciągać się z okien „apartamentu”. W rzeczywistości owa zieleń była pasem przyblokowych skwerów. I choć drzewa i krzewy osiągnęły już pokaźne rozmiary, trudno było nazwać to „wspaniałym widokiem na zieleń”. Cóż, może gość od nieruchomości nigdy nie widział prawdziwej zieleni? Gośka widziała – powiedzieć, że wychowała się w domu z ogrodem, to mało. Starą rodzinną willę otaczał park porastający rozległą działkę. Tak czy siak teraz, na wysokości trzeciego piętra, jedynym widokiem z okien były okna bloku naprzeciwko i gdzie niegdzie kwiaty w balkonowych korytkach. W tym stanie rzeczy szczelne żaluzje zdawały się strzałem w dziesiątkę co Gośka błogosławiła zawsze, gdy nieopatrznie rozchyliła je zbyt szeroko. Żaluzje były więc nieustannie zaciągnięte, a w mieszkaniu, nawet w słoneczne popołudnia, panował półmrok.
Dlaczego zdecydowała się na najem? Odpowiedź zawierała się w jednym prostym słowie – lokalizacja. Miejskimi środkami lokomocji, czy pieszo, mogła stąd dotrzeć wszędzie, co dla niezmotoryzowanej Gośki było argumentem nie do podważenia. O dobrze rozwiniętej sieci sklepów nie trzeba nawet wspominać.
         Kiedy w piątkowy wieczór wracała do domu, słońce w codziennej agonii opadało nad blokami, a jego promienie ledwo muskały szczyty dachów. Kto mógł, pospiesznie wykorzystywał ostatnie płomyki dziennego światła.
Niska, szczupła kobieta po trzydziestce porządkowała teren wokół zieleni przy bramie. Znały się przelotnie. Dziewczyna ukłoniła się zapracowanej dozorczyni, która odburknęła i na powrót pogrążyła się w zajęciu, bo nadciągający zmierzch poganiał niczym żarliwy nadzorca.
Gośka szybkim krokiem weszła do bramy i nie zwalniając, ruszyła na trzecie piętro. Nie groziła jej zadyszka – dwa lata codziennej wspinaczki solidnie ją zahartowały.
Przekroczywszy próg mieszkania, ściągnęła szpilki. Dobrze było poczuć miękki dywan pod bosymi stopami. Włączyła radio, zagłuszając w ten sposób odgłosy zza ścian – nieważne jak spokojny tryb życia wiedli sąsiedzi, cienkie ściany płytowca sprawiały, że i tak zdawali się hałaśliwi. Weszła do niewielkiego aneksu i nastawiła wodę. Błyskawiczne mycie rąk w mikro-łazience i czajnik kliknięciem dał znać, że woda już się zagotowała. Z lodówki wyjęła resztki sałatki z kurczaka i szybko zgarnęła ją na talerz, przesmarowała tostową kanapkę masłem, położyła na nią żółty ser i kilka plasterków ogórka. Z pełnym talerzem i kubkiem gorącej herbaty siadła przy stole, nie odsuwając krzesła do końca. Szybka przekąska, szybki prysznic i pakowanie – pomyślała, siedząc ledwo jednym pośladkiem w dziwnej, półskrętnej pozie. Zanim zjawi się Leon, będzie gotowa do drogi.
Nie zdążyła. Ledwie przełknęła pierwszy kęs sałatki, gdy dzwonek domofonu zaświszczał nieprzyjemnym elektronicznym dźwiękiem.
         – Kurcze...
         Wciąż wyglądała przeraźliwie formalnie – wąska granatowa spódnica z rozporkiem i biała rozpinana bluzeczka z kołnierzykiem, bez rękawów, włosy upięte w ścisły kok i intensywny makijaż. Krótko mówiąc oficjalny, urzędniczy wygląd. Jedynie bose stopy przypominały, że nie jest już w pracy. Podbiegła do domofonu i szarpnęła słuchawkę.
         – Słucham! – krzyknęła nazbyt entuzjastycznie.
         – Hej! Słyszę, że nie możesz się doczekać naszego spotkania. – Leon był jak zwykle radosny i pewny siebie.
         – Wchodź! – Przycisnęła guzik na domofonie.
         Otwarte drzwi mieszkania czekały na gościa, a w progu stała seksowna kobieta biznesu. Łał – Leon jęknął w duchu, wchodząc po kolejnych stopniach z niewielkiego podestu na półpiętrze.
         – Cześć! – Uśmiechnął się ciepło.
         – Cześć. Wchodź. Właśnie wróciłam z pracy, więc sorki, ale będziesz musiał troszkę poczekać – tłumaczyła się, choć chłopak nie okazywał zniecierpliwienia.
Za to od progu uderzył go ostry zapach perfum, a węch zawył w proteście. To nie było normalne – taka dawka odurzającej woni powaliłaby konia. I cóż po odporności na kontuzje czy rany, skoro bodźce atakujące jego wyostrzone zmysły były niekiedy dotkliwsze niż nóż wbity w żołądek? Matko! Odwrócił głowę. To było jakieś zapachowe pandemonium.
– Kurcze, Gośka! – Pokręcił głową z niesmakiem. – Jak możesz z tym wytrzymać?
– Ale z czym? – Nie rozumiała.
– No z tym… zapachem. Jak możesz się tak intensywnie perfumować, dziewczyno? Nie lepiej wziąć prysznic… albo kąpiel? – zadrwił.
– Aaa, o to ci chodzi. – Do intensywnego zapachu perfum zdążyła już przywyknąć i prawdę powiedziawszy nawet go nie zauważała. – Też za tym nie przepadam. I wierz mi, nie robię tego, żeby zabić smród własnego ciała – dodała z sarkazmem, kwitując złośliwość. – To poniekąd mój strój służbowy.
– Strój służbowy?! To najbardziej idiotyczne wytłumaczenie jakiego mógłbym się spodziewać.
Wciąż stali w korytarzu, a na wpół przymknięte drzwi zasłaniały ciemną przestrzeń klatki schodowej.
– Może. Ale tak właśnie jest. Drogie ciuchy, drogie perfumy, smukłe kobiety w szpilkach i inne bajery. Wiesz… wizerunek firmy… rozumiesz.
         – Nie do końca. Też zatrudniam ludzi, ale to co mówisz, to jakieś porąbane kryteria weryfikacji personelu.
         – A co prowadzisz? Warsztat samochodowy? – odcięła się.
         – Dobre. Naprawdę dobre. Chyba mi się należało.
         – No wiesz… skoro ja śmierdzę… – Wzruszyła ramionami. – To ty możesz być ubabrany smarem. – Zamknęła drzwi i odwróciła się w jego stronę.
Leon zbliżył się, oparł rękę o drzwi ponad jej głową i pochylił się nieznacznie.
         – Gośka – zaczął uwodzicielskim szeptem, prawie muskając ustami jej policzek. –  Przestań tak perwersyjnie fantazjować. Wiem, że faceci im bardziej spoceni, im bardziej umorusani męską robotą, tym bardziej laski na nich lecą, ale ciebie o to nie podejrzewałem.
         Powiódł głodnym spojrzeniem po kuszącej sylwetce dziewczyny, od czerwonych paznokci u bosych stóp aż po zmysłowe usta. Zadrżała, czując, jak ogarnia ją podniecenie odbierające resztki samokontroli. Leon wyglądał diabelnie kusząco z tymi czesanymi wiatrem lub, jak mawiała Kaśka, wypieprzonymi włosami, z dwudniowym zarostem i granatowymi oczami, w których skrzyły się srebrzyste błyski. A jego zapach…? Był jak afrodyzjak. Cholera, musiała się wyzwolić spod tego uroku, bo inaczej… By do reszty nie postradać panowania nad, jakże w tym momencie słabą, silną wolą odepchnęła go energicznie.
         – Zapomnij, chłopcze. Umorusani faceci, to nie moje klimaty – rzuciła niby od niechcenia, mimo iż drżący głos zdradzał jej wewnętrzną walkę.
         Roześmiał się. Słyszał jej łomoczące serce, czuł jej podniecenie – nie mogła go oszukać, ale musiał przyznać, że miała sporo samozaparcia.
Te bose stopy i te czerwone paznokcie… – grymas rozbawienia przemknął po twarzy Leona, gdy w formalnej spódnicy, białej bluzce i upiętych włosach przemykała pod jego ręką w stronę pokoju. Tak, jej stopy absolutnie nie pasowały do zdystansowanej biurokratki i sprawiały, że Gośka wyglądając po prostu groteskowo.     
– Siadaj – zaproponowała, sadowiąc się na krawędzi kanapy z talerzem w ręce. Leon stał w progu pokoju, opierając się o futrynę. – Muszę coś zjeść, a potem szybki prysznic i możemy ruszać. Jeżeli masz na coś ochotę, to lodówka do twojej dyspozycji. Częstuj się – dodała, spoglądając na swoje jedzenie.
         – Dzięki. Chociaż…  skoro mam się częstować tym, na co mam ochotę… – zawiesił głos, uśmiechając się bałamutnie – ale nie jestem przekonany, czy powinienem szukać tego w lodówce.
         – To masz pecha, chłopcze. Poza lodówką niestety nie mam ci nic więcej do zaoferowania.
         – Jesteś pewna? – Granatowe oczy mężczyzny błysnęły srebrzyście, a uśmieszek stał się cholernie seksowny, wprawiając i tak niestabilne już serce Gośki w nieznośne kołatanie.
Zachowaj spokój, kobieto – upomniała się i zrezygnowana pokręciła głową. Jakiekolwiek utarczki z Leonem z pewnością przegrałaby dziś z kretesem, dlatego zabrała się za kończenie kolacji, ignorując jego zaczepki. 
         Śmiesznie mała odległość od drzwi wejściowych do pokoju sprawiała, że właściwie nie miało znaczenia czy Leon będzie stał w korytarzu, czy siądzie obok niej, ale głupio było tak stać i czekać jakby chciał ją poganiać. Chociaż, jeżeli w jedną noc zamierzał dotrzeć do Borów, pogadać z chłopakami i wrócić, należało się pospieszyć. Nie będzie jednak stał nad nią jak z przysłowiowym batem. 
Usiadł na kanapie i rozejrzał się po pokoju. Był tu po raz pierwszy. Przeciętne mieszkanie z przeciętnymi meblami w prostej stylistyce oraz kilka osobistych dodatków. Niby nowocześnie, ale jakoś… nijako. Meble, w których papierowa okleina nieudolnie udawała drewno i narożna kanapa z szaro-burą tapicerką. I tylko gustowne stojące lampki, doniczki z kwiatami i ramki ze zdjęciami  usiłowały zamaskować bylejakość.
         – To Twoje mieszkanie? – Chryste, ale banał. Leon westchnął podłamany własną banalnością.
         – Na ten moment, tak. A co?
         – Nie, no nic. Po prostu chcę się czegoś o tobie dowiedzieć, a mieszkanie wiele mówi o człowieku.
         – Moje w tym względzie będzie raczej milczące – odparła. – Podnajmuję je, więc niewiele się o mnie dowiesz, taksując sprzęty.
         – Powinienem pogrzebać w szafach i szufladach? – uśmiechnął się, unosząc filuternie jedną brew.
         Pokręciła głową i głośno wypuściła powietrze.
         – Jezu! Jesteś niemożliwy. Nie wiem, jak mam z tobą rozmawiać. Na okrągło mnie punktujesz.
         Wiedział, że jest zaczepny. Gdyby nie był zaczepny, znów zacząłby być zalotny, a tego nie chciał za żadne skarby świata.
         – Dobra, przepraszam. Zjadłaś? – spytał, zmieniając nagle temat. – To biegnij pod ten prysznic. Mamy spory kawałek do przejechania.
         – Yhmy – znów pokiwała głową. Kurcze, jak tak dalej pójdzie, to jeszcze przed wyjazdem łeb mi odpadnie od tego kiwania. Odstawiła talerz na stół i wyszła, zostawiając go samego w pokoju.
Na stole został pusty talerz, widelec i kubek z niedopitą herbatą, na kuchennym blacie talerzyk z plasterkami żółtego sera, ogórek i nóż umazany masłem, a na kanapie samotny Leon, dla którego siedzenie i gapienie się w ścianę było równie bezcelowe jak próba zgięcia łyżeczki siłą woli. Nie zastanawiając się wiele, podszedł do zlewozmywaka i umył te kilka brudnych naczyń, schował do lodówki ser i ogórka. Fajnie się czasem uczłowieczyć – stwierdził usatysfakcjonowany. Ostatni raz krzątał się po kuchni chyba ze sto lat temu. Umyte naczynia wylądowały na suszaku, a uczłowieczony Leon zaczął przyglądać się fotografiom, na których uśmiechnięci ludzie obejmowali się w serdecznym uścisku. O ile w dwojgu starszych upatrywał jej rodziców, o tyle trudno było mu ocenić kim był urodziwy facet szczerzący do Gośki śnieżnobiałe zęby i obściskujący ją zdecydowanie zbyt poufale.
Lustrował pokój, usiłując dowiedzieć się czegoś z nielicznych osobistych drobiazgów Gośki, a ona brała prysznic. Woda lała się długo i hałaśliwie, a potem usłyszał, jak dziewczyna wyciera się ręcznikiem nieświadoma, że jej gość słyszy każdy szelest i jak bardzo pobudza to jego wyobraźnię.
– Jeszcze moment i erekcja murowana – sapnął pod nosem. Tuż za cienką ścianką kobieta jak marzenie pocierała nagie, wilgotne ciało puszystym ręcznikiem. Na szczęście po krótkiej chwili tej imaginacyjnej tortury ryknęła suszarka do włosów, a Leon odetchnął, spokojny o swój wzwód.
         – Jeszcze chwilkę. Tylko wciągnę na siebie coś i możemy ruszać – rzuciła, przebiegając w kierunku drugiego pokoju owinięta w duży, kąpielowy ręcznik. – Tylko nie waż się wchodzić do sypialni – zastrzegła zdecydowanie.
         Cholerka, dlaczego nie ma tu drzwi? – zaklęła, jakby dopiero zdała sobie z tego sprawę. Drzwi nie było od zawsze, a przestrzeń na korytarzu pomiędzy sypialnią, a „salonem” była, można by rzec, symboliczna.
– Nie ma sprawy, możesz być spokojna – powiedział od niechcenia, przyglądając się kolejnym fotografiom.
– Dżentelmen w każdym calu? – zawołała, śmiejąc się.
– No nie wiem… – teraz on się zaśmiał. – A może po prostu nie jesteś w moim typie? 
Ałć. Tego się nie spodziewała.
– Taaa? – starała się brzmieć równie nonszalancko. Przecież nie może dać po sobie poznać, że jego odpowiedź ją zelektryzowała. – A jaki jest twój typ?
– Kiedy ostatnio sprawdzałem, była to eteryczna brunetka z krótkimi włosami. Taka… Pola Negri, jeśli wiesz o kim mowa.
Taa, chciałoby się – ofuknęła go wewnętrzna, nieznośna szczerość. To nie w powierzchowności Poli Negri tkwiło sedno. Fakt był taki, że podstawowym kryterium, dla którego Gośka nie była w jego typie było jej człowieczeństwo. Leon panicznie bał się bliskości z ludzką kobietą i dlatego palnął tę wredną aluzję.
Wstał z kanapy i stanął w progu. Szlag by… – do sypialni nie było drzwi. Wycofał się. Nie zamierzał nadziać się na Gośkę paradującą w bieliźnie albo i lepiej… bez. Nie chciał jej krępować, ale, bądźmy szczerzy, nie chciał też nakręcać siebie. Nie miał przecież swojego typu. Jak większość mężczyzn pociągały go po prostu kobiety atrakcyjne, aczkolwiek niebanalne i niegłupie. Że Gośka jest atrakcyjna nie było wątpliwości. Czy niebanalna i niegłupia? Nie wiedział. Z pewnością jednak nie szukała poklasku dla swojej topowej urody, o czym przekonał się już na pierwszym spotkaniu w Kawce. Doceniał to. A eteryczna brunetka? Cóż, od czasów Luizy wmawiał sobie, że tylko eteryczne brunetki mogą obudzić w nim samca i jak dotąd ta metoda działała, ale odkąd poznał Gośkę, nie był już tego pewien. Po Luizie nastały dla Leona dziesięciolecia swawoli, ale żadna kobieta nie poruszyła go wystarczająco, by coś w nim drgnęło. Ta dziewczyna była inna. Zaczynała budzić w nim coś, czego diabelnie się obawiał i czego absolutnie nie akceptował. Dlatego sugestia, że Gośka nie jest w jego typie, zdawała się dobrym posunięciem. 
I niech tak zostanie – nakazał sobie surowo. Nie potrzeba mi kłopotów typu „chroń swoją kobietę przed szaleńcem”. A swoją drogą te męskie gusta… od drobnej, krótkowłosej brunetki z karminowymi usteczkami, do długonogiej, cycatej blondyny z włosami do pasa i wydatnymi ustami muśniętymi bladym błyszczykiem. I to zaledwie w sto lat. – Pokręcił głową z enigmatycznym grymasem na twarzy.
– To faktycznie daleko mi do twojego ideału – Gośka była przesadnie spokojna.
I rzeczywiście – określenie „eteryczna brunetka” nijak miało się do jej powierzchowności. Głupia lalka Barbie… blee – zniesmaczona spojrzała w lustro. W tym momencie ta powierzchowność zdała się Gośce tak beznadziejnie banalna, że aż zabolało.
– Sama widzisz.
Żartuje, czy mówi poważnie? Bez znaczenia – jakaś wewnętrzna rysa już się pojawiła.
– A ja lubię postawnych blondynów z półdługimi włosami – zakomunikowała niepewnie. Dlaczego to powiedziała? – Ale gdzie ty, Leon, znajdziesz teraz eteryczną brunetkę typu Pola Negri? Urodziłeś się chyba o jakieś sto lat za późno – stwierdziła już normalniejszym głosem.
– Nie urodziłem się za późno. Tylko eteryczne brunetki wyginęły pod medialną presją pasjonatów lalki Barbie.
– To źle? No tak, dla ciebie źle – odpowiedziała sobie natychmiast, stając w progu pokoju, nim jeszcze skończyła zdanie.
Rzuciła okiem na stół, potem na kuchenny suszak i uśmiechnęła się lakonicznie – facet, który zmywa? Ciekawostka.
Leon odstawił ramkę ze zdjęciem i spojrzał w jej stronę zaciekawiony. Granatowe dżinsy i szary sweter, włosy związane w wysoki koński ogon, twarz z delikatnym makijażem. Po formalnej bizneswoman i agresywnym zapachu nie było śladu. Teraz pachniała żelem pod prysznic i szamponem – słodko, niemal dziecięco. Po prostu kobieta przeciętna. Zaskoczyła go. Jak taka seksbomba potrafiła tego dokonać? W przeciwieństwie do innych kobiet nie starała się go kokietować – robiła wszystko, by nie wysyłać jednoznacznych sygnałów, ale wrażenia diabelnie seksownej laski i tak nie była w stanie zatrzeć. Pełne usta, jasnoniebieskie oczy w oprawie długich rzęs, włosy, które aż błagały, by zanurzyć w nich dłonie i kształty opięte dżinsami i sweterkiem – nawet jeśli  ona starała się wyglądać przeciętnie, on potrzebował całej przytomności umysłu, by zachować zimną krew. 
– Nie tylko dla mnie źle – odpowiedział, gdy wstając z kanapy, cały czas taksował ją wzrokiem. – Dla was, kobiet, też. Zatraciłyście kobiecość. W formalnych kostiumach, spodniach i koszulach jak faceci. Nawet krawaty nosicie. A my lubimy, jak kobieta jest kobieca. No wiesz… zwiewne sukienki, powłóczyste kreacje, kusząca bielizna i te inne bajery – spojrzał na nią filuternie.
– Zwiewne sukienki?  – Uniosła zalotnie brew. – Mało wygodne. Ale… i tak chyba mogłabym się z tobą zaprzyjaźnić. – Rzuciła mu wyzywające spojrzenie.
Zaskoczyła go.
– Dlaczego chyba?
– Bo jesteś facetem. Nie przyjaźnię się z facetami.
– A dlaczego zaprzyjaźnić?
 – Bo nie próbujesz zaciągnąć mnie do łóżka.
Zaśmiał się, rozbawiony jej szczerością.
– Co cię tak śmieszy?
– Naprawdę to wszystko, czego oczekują od ciebie faceci?
– Nie wiem czy to wszystko, ale na ogół od tego zaczynają. Wiesz… wciskają ten kit typu: „jesteś taka niesamowita”, a w spojrzeniu i tak widać, co im się w tych łepetynach roi. To wstrętne.
– Ten facet, od którego nie chciałaś wczoraj odebrać telefonu… – Zawiesił na chwilkę głos. – Też, tak na ciebie patrzy?
– Też. – Teraz ona zrobiła krótką pauzę. – Ty jesteś inny. Już wtedy, gdy odwoziłeś mnie do domu z Kawki, zauważyłam, że nie jesteś mną zainteresowany… no wiesz… w jednoznaczny sposób. Właściwie… wcale nie byłeś mną zainteresowany – zamyśliła się, jakby dopiero zdała sobie z tego sprawę. – To była miła odmiana. Teraz wiem, dlaczego nie byłeś. Nie jestem w twoim typie. Fajnie, że masz swój typ, a nie rzucasz się na każdą atrakcyjną laskę, jaka ci się nawinie. No, zdecydowanie nadajesz się na mojego kumpla. I jeszcze do tego wampiry – zaśmiała się.
– Co?! – Już chciał na swój bałamutny sposób zahaczyć ją o te atrakcyjne laski, ale ostatnie słowo go poraziło. Czyżby wiedziała?! Leon nie był w stanie ukryć zaskoczenia.
– No wampiry… – Wciąż była rozbawiona. – Oboje lubimy te same książki i filmy.
– A, no tak. Zapomniałem. Gotowa? – Pospiesznie zmienił temat. Tak było bezpieczniej.
– Prawie.
Cofnęła się do korytarza, wciągnęła adidasy, a potem narzuciła skórzaną kurtkę, którą miała na sobie w Kawce tego wieczora, gdy przyszła, by chronić Kaśkę. Jak na ironię Leon też robił wtedy za ochroniarza i wraz z Markiem obstawiał tyły Bogusławowi, na wypadek gdyby IN NOMINE PATRIS postanowiło pozbyć się kolejnej mieszanej pary. Na szczęście do żadnego incydentu nie doszło, ale serce Leona nie było już od tego momentu tym samym beztroskim sercem niefrasobliwego swawolnika.
– Teraz gotowa  – odpowiedziała już całkiem na luzie, chwytając torbę w rękę. – To chodź, kumplu. Ruszajmy do tych Borów.
Wyjął torbę z jej rąk i otworzył drzwi.

Czarne Audi Q7 błyszczało w świetle podblokowej latarni, przyciągając uwagę. Nic więc dziwnego, że dreszcz ekscytacji przebiegł Gośce po plecach, gdy zatrzymali się właśnie przy tym wozie.
– Ostatnio miałeś inne auto – zauważyła zaskoczona.
– Taaa, nadal je mam, ale na leśne wertepy to lepiej się nadaje.
– Acha –  bąknęła. Co innego mogła odpowiedzieć?
Leon kliknął pilotem, otworzył drzwi i szerokim gestem zaprosił ją do środka. Na tylne siedzenie wrzucił torbę i usiadł za kierownicą. Luksusowe wnętrze z masą różnorakich bajerów było równie zachwycające jak piękna linia auta. Gośki nigdy nie byłoby na nie stać, a Leon, okazywało się, miał aż dwa takie motoryzacyjne cacka. Skąd taki młokos może sobie na to pozwolić? Bogaty tatuś…? – główkowała.
– Czym ty się właściwie zajmujesz? – spytała, gdy wyjeżdżali z osiedla.
– Ale co masz na myśli? – Wzruszył ramionami. – Prowadzę samochód – odpowiedział zaskoczony.
– Nieee – zaśmiała się. – Nie o to mi chodzi. Miałam na myśli… co robisz zawodowo?
– Aaaa. Prowadzę sklep.
– Tak? – Zaciekawił ją. Nie wyglądał na gościa stojącego całymi dniami za ladą. – A z czym ten sklep?
– A, takie tam drobiazgi.
– I z takich tam drobiazgów możesz sobie pozwolić na takie auta?
– Cóż… – Uśmiechnął się enigmatycznie, wzruszając ramionami.
Wyraźnie nie miał ochoty dzielić się szczegółami. Zresztą byli tylko dwojgiem obcych sobie ludzi, dlaczego więc miałby nagle się przed nią otworzyć? Takie auta mogły być albo podarunkiem od bardzo bogatego tatusia, albo wynikiem pokrętnych interesów. Mało który dwudziestoparolatek przyznaje się, że ciągle jeszcze tatuś finansuje jego zachcianki, a już z pewnością żaden nie przyznaje się do lewych interesów. A więc… po rozmowie. To tyle w temacie „chcę cię lepiej poznać mój nowy przyjacielu”. Leon milczał jak zaczarowany i tylko z głośników sączyła się muzyka.
Ledwie wyjechali z miasta, ciemność otuliła ich szczelnie niczym puchaty koc. Za nimi zostały rozświetlone latarniami ulice, a przed nimi wiła się szeroka droga, na której od czasu do czasu pojawiały się błyski samochodowych reflektorów. Ale mimo przenikliwej ciemności i drażniących wzrok błysków Gośka czuła się bezpiecznie. Poczucie bezpieczeństwa nie opuściło jej również, gdy uświadomiła sobie, że prędkość, z jaką mijają drzewa czy domy w przydrożnych miejscowościach, zdradza zamiłowanie Leona do przesadnego ryzyka.
Po pięćdziesięciu minutach jazdy Eros Ramazzotti i Tina Turner wdzięczyli się w duecie Cose Della Vita”, a Leon wciąż milczał.
– Nie lubisz rozmawiać, gdy prowadzisz? – zagadnęła niepewnie.
Cholera! Zapomniał, że przy Gośce powinien być bardziej ludzki. Kurtuazyjne rozmowy nie leżały w naturze nieumarłych. Nawet będąc w towarzystwie, ograniczali konwersację do wymiany niezbędnych informacji. I choć od pewnego czasu ćwiczyli z Bogusławem sztukę komunikacji, szło im to raczej opornie. Jedynie Marek rozkręcał ich troszkę, wciągając w dłuższe dyskusje. Niemniej teraz na śmierć zapomniał, że musi skupić się nie tylko na drodze, ale i na siedzącej obok dziewczynie. W mordę! – syknął w duchu rozdrażniony. Skupić się na Gośce, znaczyło zwracać na nią uwagę, a tego zdecydowanie chciał uniknąć.
– Skupiam się na drodze… do bólu – odpowiedział i odwróciwszy głowę w jej kierunku, mrugnął zalotnie.
– Okej, w takim razie nie będę ci przeszkadzać.
Znów spojrzał na nią i znów miał ten cholernie intrygujący błysk srebra w oczach. Czasem coś takiego działo się z jego oczami, że zdawały się zmieniać kolor – jakby ich granat obsypywał się skrzącymi diamencikami. Jak ta gwieździsta noc – pomyślała Gośka i uśmiechnęła się w ciemność.
– A jak chciałabyś mi po… przeszkadzać? – stłumiony głos Leona sprawił, że na rękach pojawiła jej się gęsia skórka.
– Chciałam pogadać. Może czegoś więcej się o tobie dowiedzieć. W końcu mamy być kumplami, no nie? – otrząsnęła się z dziwnego napięcia i uśmiechnęła filuternie.
– Aaaa, pogadać. – Udawał rozczarowanego. – Miałem nadzieję na coś… konkretniejszego? – dodał prowokacyjnie i uniósł zalotnie brew.
– Hej, podobno skupiasz się na drodze… do bólu – zadrwiła.
– Wpadłem we własne sidła?
– Na to wygląda.
Roześmiali się. Drętwota złagodniała, droga zaczęła jakby szybciej umykać i nim się spostrzegli, wjechali w przepastną głębię borów.







7 komentarzy:

  1. NIECZYTAMNIECZYTAMNIECZYTAM! :P Nie chcę spoilerów :D Jak już będziesz miała całość, to wiesz, gdzie mnie szukać :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doskonale Cię rozumiem :) Też mam takie podejście, ale niestety chyba jesteśmy w mniejszości :)

      P.S.
      Tak się znam na tym blogowaniu, że zamiast Ci odpowiedzieć, to wpisałam tę odpowiedź jako kolejny komentarz i musiałam go usunąć, żeby było jak należy. Oj przerasta mnie to :D :D

      Usuń
    2. I tak bym zajrzała, żeby zobaczyć, czy coś napisałaś :D

      Usuń
  2. Lubie spokojnie bez presji czasu poczytac takie teksty Duzo opisow powoduje ze mam tez ochote przeczytac odrazu całosc ale skoro musze czekac to zadowole sie ta kropelka . Interesujacy opis zmagania sie z wzajemnym przyciaganiem Dzieki Magdo przyjemnego dnia blanka

    OdpowiedzUsuń
  3. Glodnemu chleb na mysli...Bardzo dziekuje za nowy rozdzial i pozdrawiam cieplutko :)Ewa

    OdpowiedzUsuń
  4. Nooo Leon czaruś jeden i kto by pomyślał, że chłopak ma taką samokontrolę. Muszę jednak przyznać, że to jego wmawianie sobie ideału kobiety ala mała czarne jest głupie ha ha sam widzi, że Gośka powala go na kolana na całej linii. Pięknie dziękuję za kolejny rozdział przygód Leosia :))

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń